Skip to main content

06.09.21

I know, I know, I know. That album is different from the rest. Truth be told, that’s also one whose acronym should spell “SONGS”. And one with too much Duda, and not enough of the other members of the band. Well, that’s hardly surprising as it’s the only Riverside album on which I composed all the tracks.

But the sound of the album comes from more than that, from something we don’t talk about openly. The band had been going through a crisis, we weren’t getting along at that time. We were meeting in the rehearsal room only in order to get ready for playing concerts. Any composing was happening solely in the Serakos Studio. After all, there were contracts to fulfil, tours in the USA and South America which had been planned a year before, so we had to record the album in spite of everything because we simply couldn’t afford to cancel the tours promoting the new release. The pressure of deadlines didn’t serve us well, and I simply had “flow” after recording “Walking on a Flashlight Beam”.

Except for me, it was an incredibly hard time: my friend’s death (“Towards the Blue Horizon” was written for Grzegorz Kokocha, who died suddenly in 2014), depression, divorce. It was so bad that I had to try and save myself with some sort of “inner peace”. I simply couldn’t imagine an album with loud screams, tight drumming and metal riffs. I wanted to record something that will help me calm down.

Thanks to the support of Grudzień, Mittloff and Michał, thanks to their trust, and with the help of Magda and Robert Srzedniccy, we made it. Not only did we manage to record the album, we sent it to our label with time to spare. If I remember correctly, a couple of days before, I had still been struggling with the lyrics to “Under the Pillow”, which I sang straightaway, the following day. I had some problems with my voice but I also had no choice. Pressing of the vinyl and promotional machinery wouldn’t wait.

On September 4th, the day the album was released, we were on a plane to Brazil where on September 5th, we played the first concert of the tour (that’s where Michał met Mick Moss :)). We made it. It was 6 years ago.

Some time later, in the autumn of 2015, Inside Out sent us 14 canvasses to sign. We sent back 10, leaving 4 for us as souvenirs. About a year later, when I was hanging it on my wall, I froze when I saw how we signed it…

No wiem wiem wiem. To płyta inna niż wszystkie. I to ta, tak naprawdę, powinna mieć akronim „SONGS”. I że za dużo tutaj Dudy, a za mało innych kolegów z zespołu. No ale nic w tym dziwnego, to jedyna płyta Riverside, na którą skomponowałem wszystkie numery.

Ale na jej brzmienie składa się coś więcej, o czym się nie mówi. Zespół przechodził wtedy kryzys i nie układało nam się najlepiej. W sali prób spotykaliśmy się tylko, żeby przygotowywać się do koncertów. Jakiekolwiek tworzenie przeniosło się więc do Studia Serakos. Były kontrakty do wypełnienia, zaplanowane rok wcześniej trasy po Stanach i Ameryce Południowej, trzeba było nagrać tę płytę mimo wszystko, bo odwoływanie tras promujących nowy album nie wchodziło przecież w rachubę. Presja czasu nie służyła wszystkim za dobrze, a ja rozpędzony nagranym wcześniej “Walking on a Flashlight Beam” miałem po prostu flow.

Tylko, że czas u mnie był okrutny: śmierć przyjaciela („Towards The Blue Horizon” to utwór napisany dla Grzegorza Kokochy, który zmarł nagle w 2014 roku), depresja, rozwód. Było tak źle, że trzeba było się ratować jakimś „wewnętrznym spokojem”. Nie wyobrażałem więc sobie wtedy płyty z krzykiem, gęstą perkusja i metalowymi riffami. Chciałem nagrać album, który pomoże mi się uspokoić.

Dzięki wsparciu Grudnia, Mittloffa i Michała, dzięki ich zaufaniu, i dzięki pomocy Magdy i Roberta Srzednickich, udało się – nie dość, że album nagrać, to jeszcze i oddać wytwórni przed ostatecznym deadlinem. Z tego co pamiętam, dwa dni przed oddaniem płyty walczyłem jeszcze z tekstem do „Under The Pillow” śpiewając go od razu na drugi dzień. Głos nie dawał do końca rady, ale nie było wyjścia. Trzeba było przecież zdążyć z produkcją winyla, z całą machiną promocyjną.

W dniu premiery płyty, 4 września, byliśmy już w samolocie do Brazylii, gdzie 5 września zagraliśmy pierwszy koncert trasy (tam właśnie Michał poznał Micka Mossa :)) Udało się. Zdążyliśmy.To już 6 lat od premiery.

Jakiś czas po premierze, jesienią 2015, firma Inside Out wysłała nam 14 canvassów do podpisania. Dziesięć odesłaliśmy, cztery z nich zostawiliśmy sobie na pamiątkę. Pamiętam, że wieszając go rok później u siebie na ścianie zmroziło mnie, kiedy zobaczyłem jak się na nim podpisaliśmy…